W Imieniu Diabła
Grupa mniszek pod przewodnictwem bardzo przełożonej Matki Przełożonej (Anny Radwan) próbuje uchronić się przed grzesznym światem zewnętrznym. Wkrótce znajdują nowego przywódcę w charyzmatycznym księdzu Franciszku (Mariusz Bonaszewski), który pokazuje im nową definicję Boga. Matka Przełożona i Ojciec Franciszek zaczynają głosić, że nie tylko dusza, ale także ciało powinno doświadczyć Pana. Wkrótce klasztor zostaje otoczony drutem kolczastym – nikt nie może wyjść ani wejść. To, co dzieje się za tymi zamkniętymi drzwiami, jest tajemnicą, którą dzielą tylko siostry i ksiądz Franciszek. Ale Anna (Katarzyna Zawadzka), jedna z sióstr, nie do końca jest przekonana o nowej formie ich wiary. Samotna i rozdarta będzie musiała stoczyć bezwzględną bitwę o czystość swojej duszy. I jej ciało.
Shane Danielsen
Kwaśna eksploracja pochodzenia zakonnicy.
FESTIWAL POLSKIEGO FILMU: Ateista od najmłodszych lat, niemniej jednak wcześnie i ciężko zakochałem się w Czarnym Narcyzie i rozwinąłem głęboką fascynację filmami zakonnic, gatunkiem, który ma więcej niż uczciwy udział w arcydziełach: Les Anges du péché Bressona; Historia zakonnicy Freda Zinnermanna; Suchej, ascetycznej Thérèse Alaina Cavaliera; Wstrętny, żywiołowy Waleriana Borowczyka Za ścianami klasztoru. . . Wytyczam linię w The Sound of Music (zbyt wesoło), ale poza tym pokaż mi wimple i już tam jestem.
Polska oczywiście ma tutaj pewną formę, zarówno jeśli chodzi o religię, jak i gatunek. A jeśli ten szczególny wysiłek, autorstwa doświadczonej pisarki i reżyserii Barbary Sass, nigdy nie osiągnie ani wysokości artystycznej, ani oczywistej dziwności klasycznej Matki Joanny z Aniołów Jerzego Kawalerowicza (1961), to nie z powodu próby.
Najlepsze filmy klasztorne są w gruncie rzeczy niereligijne, badania w izolacji i zbiorowa histeria, i pod tym względem Sass zapewnia dobre wyniki. Ma niecierpliwość wobec dogmatów – pogląd, że Maryja była naprawdę dziewicą, zostaje szybko pominięta – oraz fascynacja strukturami władzy i kolektywną dynamiką, jak przystało na filmowca, który dorastał w czasach komunizmu.
Tak więc w nienazwanym polskim mieście młoda kobieta, Anna, uciekła z traumatycznego wychowania, szukając schronienia w miejscowym klasztorze. To, czy decyzja jest uzasadniona faktycznym skurczem wiary, jest pytaniem, które film mądrze nie rozwiązuje: ostatecznie powody Anny pozostają prywatne. Oczywistym jest jej głód transformacji.
Niestety, Matka Przełożona – której tatuaże wskazują na podobnie burzliwą przeszłość – jest fanatykiem, biorąc pod uwagę, między atakami samobiczowania, przekazywanie regularnych wiadomości od Matki Boskiej. W Annie szybko rozpoznaje puste naczynie, dojrzałe do okupacji satanistycznej. Skłonna do koszmarów dziewczyna szybko oddziela się od swoich rówieśników, powtarzając raz po raz, że jest naznaczona czymś doniosłym i że świeckiego świata należy unikać. I rzeczywiście, za każdym razem, gdy Anna wyrusza na załatwienie sprawy, jest natychmiast zagrożona – prawie przejechana przez przejeżdżającą ciężarówkę lub zmuszona do ominięcia szeregów żołnierzy, ciągle maszerujących tam iz powrotem.
Ale potem, po sporze z miejscowym prałatem, Matka Przełożona zaczyna zerwać wszystkie więzi z „skorumpowanym” kościołem, kładąc nacisk na ideologiczną czystość i ścisłą izolację, która, jak twierdzi, jest konieczna do prawdziwego zrozumienia Boga. przedstawia nowego księdza, księdza Franciszka, równie radykalnego jak ona sama – choć raczej bardziej praktycznego z dziewczynami.
Stąd postępowanie szybko pogrąża się w chaosie, gdy towarzystwo (w tym wątpliwa Anna) dziurawi się w kościele, odmawiając wszelkiego kontaktu z otoczeniem, a ich rytuały stają się coraz bardziej poniżane. W jednej gorączkowej scenie pod koniec zgromadzone zakonnice zbierają się w zakrystii i zaczynają kołysać się, jęczeć, a nawet wirować jak derwisze, aż zgromadzenie zaczyna przypominać inny, równie potężny przykład bezbożnego piekła na ziemi: warsztat teatru amatorskiego.
Streszczenie
Można to oczywiście postrzegać jako metaforę, sposób na zajęcie się nie tylko wiarą katolicką, ale także samym narodem Polski – rozdartym między pokusami nowoczesności a ciężarem tradycji i podejrzliwym wobec świata zewnętrznego który tak często go zdradził i zepsuł.
Pięknie ujęty przez Wiesława Zdorta w rozproszonym świetle, które jest w dużej mierze pozbawione kolorów – do tego stopnia, że we wnętrzach kościoła wszystko wydaje się być modelowane w różnych odcieniach popiołu – jest to sprytna, choć nieco godna uwagi produkcja. Obsada jest przeważnie silna, w szczególności Anna Radwan (jako samozadowoląca Matka Przełożona). Tylko partytura Michela Lorenca jest irytująca, telegrafuje każdą emocję i zbyt często pogrąża się w bezgłośnym jęku podśmiertnym Can Can Dance – o wiele lepiej, okazjonalnym rozkwitem Nieszporów śpiewanych przez obsadę.
Wszyscy nowicjusze są młodzi, atrakcyjni i zwinni, i okazują się (przynajmniej początkowo) ogromną, kochającą zabawę grupą, nieustannie grającą w figle i wspinającą się na swoje łóżka – takie wypadki zpobożność przypominająca przeczucia w stylu „nunsploitation”, których ten trzeźwy winy film nigdy nie przynosi.